dostępność
Unia Europejska

Aktualności

Wypał pieca i rozładunek nocną porą

Od wczoraj święto w pracowni. Paweł postanowił rozpalić piec na drewno. Cały wczorajszy dzień suszył piec, ponieważ przy ostatnich deszczowych dniach woda zbiera się w zakamarkach pieca, komina i może zniszczyć naczynia. A dziś od rana załadunek naczyń do pieca. Wówczas Paweł jest już nieobecny dla świata. W pełni skupiony, rozmyśla jak ustawić naczynia, aby podczas wypału nie posuwały się, co może doprowadzić do zniszczeń. Podczas tego wypału szczególnie zależy mu na dwóch kociołkach do gotowania oraz polerowanych butlach. Wypał nie jest też prosty w prowadzeniu, tym razem próbujemy powtórzyć połowiczny wypał redukcyjny.

Zaczynamy palić, najpierw wolno odkładając drewno do pierwszego paleniska, potem przechodzimy wyżej do drugiego. Po paru godzinach ciągłego podkładania do palenisk, co wymaga obecności Pawła, piec osiąga najwyższa temperaturę w komorze. Nie posiadamy przyrządów pomiaru temperatury (termopary), Paweł określa ją dzięki swojemu doświadczeniu. Przez wziernik zagląda do pieca i określa kolor rozświetlenia się naczyń. Piec z nami rozmawia – strzela, syczy, szumi, czasem brzęknie metalicznie, to może być sygnałem że któreś z naczyń pękło. Nie dowiemy się, dopóki wypał się nie skończy. Przed chwilą zaczęliśmy rozładunek, na zegarze 23:05.

I zawsze jest tak, że ciekawość Pawła zwycięża, i jak tylko piec stygnie do temperatury ok. 400 stopni, nakład hutnicze rękawice i zaczyna żmudny proces wyjmowania naczyń z pieca. Ile w tym jest wysiłku, ponieważ trzeba uważać aby naczynia i w tym momencie nie uległy stłuczeniu, ale i ile radości na jego twarzy! Udało się, mamy wypał półredukcyjny! Całą resztę opowiedzą zdjęcia (naczynia właściwy kolor uzyskują po całkowitym ostygnięciu, w najbliższym czasie zamieścimy zdjęcia). A garncarze teraz nie mogą zasnąć, podekscytowani, zmęczeni i przez chwilę szczęśliwi w pełni.